
„Call Your Mother” to znana sieć delikatesów z Waszyngtonu (D.C.), która serwuje bajgle w stylu „Jew-ish” (jak sami to określają – nie w pełni koszerne, ale nawiązujące do tradycji). Marka odniosła spory sukces, a jej nazwa jest chwytliwa, zabawna i gra na stereotypowym poczuciu winy, jakie żydowskie matki rzekomo wzbudzają w swoich dzieciach, by te częściej dzwoniły. Z drugiej strony mamy mały lokal w New Jersey, który nazwał się „Call Your Bubbi”. „Bubbi” to w jidysz czułe określenie babci. Właściciele tego lokalu również serwują bajgle i nawiązują do domowej, ciepłej atmosfery. Wydawałoby się, że miejsca na rynku jest dość dla obu pań – mamy i babci. Jednak właściciele „Call Your Mother” uznali inaczej i w listopadzie 2025 roku wytoczyli ciężkie działa, składając pozew o naruszenie znaku towarowego.
Mother” argumentują, że nazwa „Call Your Bubbi” jest zbyt bliska ich zarejestrowanemu znakowi. Zwracają uwagę na identyczną strukturę obu nazw: „Call Your [członek rodziny]”. Twierdzą, że klienci mogą pomyśleć, iż lokal z New Jersey jest filią lub „siostrzanym” projektem znanej sieci z Waszyngtonu. To ciekawy przypadek, bo słowa „Mother” i „Bubbi” brzmią i wyglądają zupełnie inaczej. Jednak w prawie znaków towarowych liczy się też ogólne wrażenie i skojarzenia. Jeśli obie nazwy wywołują w głowie klienta ten sam obraz (telefon do starszej kobiety z rodziny, domowe jedzenie, żydowska tradycja), ryzyko pomyłki wzrasta. Powód twierdzi, że „Call Your Bubbi” pasożytuje na ich renomie i unikalnym stylu komunikacji, który wypracowali przez lata.
Sprawa trafiła do Sądu Dystryktowego Stanów Zjednoczonych (U.S. District Court) i budzi ogromne emocje w branży gastronomicznej. Z jednej strony mamy ochronę inwestycji w markę. „Call Your Mother” włożyło miliony w promocję i budowanie rozpoznawalności. Z drugiej strony pojawia się pytanie: jak szeroki monopol można mieć na język potoczny i kulturowe odniesienia? Czy zwrot „Zadzwoń do...” w połączeniu z krewnym może być własnością jednej firmy? Obrona „Call Your Bubbi” z pewnością będzie podnosić, że nawiązania do babć są w delikatesach żydowskich tak powszechne jak mak w chałce, i nikt nie powinien mieć prawa do ich wyłącznego używania. Będą musieli udowodnić, że ich marka ma inny charakter i nie wprowadza klientów w błąd.
Ten spór to doskonała lekcja dla każdego, kto wymyśla nazwę dla swojej firmy. Często wydaje nam się, że jeśli zmienimy jedno słowo w znanym haśle (tu: „Mother” na „Bubbi”), to jesteśmy bezpieczni. Prawo własności intelektualnej jest jednak bardziej skomplikowane. Jeśli twoja nazwa wpisuje się w ten sam schemat myślowy, co nazwa konkurenta, i działasz w tej samej branży, wchodzisz na grząski grunt. Warto obserwować ten proces, bo jego wynik wyznaczy granice tego, jak bardzo można inspirować się cudzym pomysłem na branding, uciekając w nostalgię i tradycję. Na razie wynik jest otwarty, a nam pozostaje czekać na wyrok – najlepiej z dobrym bajglem w ręku.
Wypełnij formularz, a my odezwiemy się do Ciebie w ciągu najbliższych … z wstępną wyceną.